- Wystrój trochę się zmienił, prawda? - dopiero teraz, po słowach koleżanki, Nell zaczęła zauważać szczegóły. Jednym z nich był inny kolor ścian, który zamiast jarzyć się na złoto, stał się bordowy. To jej bardzo odpowiadało. Popatrzyła na sufit; można było zauważyć tam wielkiego lwa, jak na godle szkoły. Meble się nie zmieniły (zrobione były z drewna orzechowego), podobnie jak ich ustawienie. Łóżka z miedzianymi baldachimami, stały w idealnym rzędzie. Naprzeciwko nich ustawiona była trzyosobowa kanapa, obok niej pojedynczy fotel, a za nimi kominek, w kierunku którego obrócony był cały sprzęt. Jak to u Gryfonów bywało, pokój miał dwa duże okna, z których rozciągał się widok na błonia. To miejsce, zarezerwowane było dla Nelli. Środkowe posłanie zaklepała sobie Rose, a od strony drzwi spała Carmen Frostie, której rzeczywiście teraz tutaj nie było.
Nell pokiwała szybko głową.
- Chyba została w Skrzydle Szpitalnym… - szepnęła bardziej sama do siebie, podchodząc do kufra i rozpakowując go za pomocą magii. Ubrania wylądowały w jednej z szaf, a książki na jej osobistym biurku.
- Nie przejmuj się, to Cara. Ona nie ma problemów ze zdrowiem… to ta cała francuska siła! - zaśmiała się Ruda, również rozpakowując swoje rzeczy.
- Właśnie o to chodzi, Rose. Ona nie ma problemów ze zdrowiem - powtórzyła Nell, wybierając pierwszą lepszą sukienkę i swoje niezawodne tenisówki, nadające się na zabawę. - Idę pod prysznic.
- Byle szybko, bo muszę się zrobić na bóstwo!
Kiedy Malfoy i reszta paczki skończyła posiłek, wstali od stołu i skierowali się do dormitorium. Rosie zgodnie z umową odczekała chwilę i wyszła przed salę. Przy schodach czekał na nią Zabini.
- Hej - powiedział na przywitanie.
- Hej - odpowiedziała dziewczyna.
- Jak się trzymasz? - zapytał.
- Stabilnie. Dalej lekko w szoku, ale nie najgorzej - zrobiła hardą minę.
- Na pewno?
- Zabini. Nie będę się nad sobą użalać - złapała się za przedramię. - Ja bardziej… hmmm… Jestem skołowana. Znowu coś się zmienia, a w dodatku jestem pewna, że ta zmiana będzie miała duże konsekwencje - powiedziała, ewidentnie będąc zamyśloną.
- Dobrze, w takim razie do sedna - spojrzał na nią cwaniacko. - Opowiedz mi historię tego pięknego napisu na twojej bluzce.
Ta popatrzyła na niego pytająco, po czym odezwała się:
- Jest to kolejny efekt idiotycznych pomysłów bliźniaczek. One we dwie i nuda… To nie jest najlepsze połączenie.
- Rozumiem. Czyli innymi słowy pozostaje nam tylko jedno - wyszczerzył się szeroko. - Zemsta.
- Rose?! - Nella wybiegła z łazienki, z niezwykle przerażoną miną.
Panna Weasley, która obecnie stała przed szafą, a raczej jej pozostałością, ponieważ połowa rzeczy leżała na ziemi, w jednym wielkim bałaganie, spojrzała na Nox. Gryfonka miała wielkie wypieki na policzkach i załzawione oczy. Potem Rose przeniosła wzrok na coś turkusowego, co zasłaniało prawdziwe włosy Nelli. Zakryła usta ręką.
- Masz zielone włosy! - krzyknęła, ani trochę nie pomagając przyjaciółce, która teraz usiadła, nadal w samym ręczniku, na łóżku.
- Jak bardzo źle jest? - zapytała słabym głosem. Mogła nie używać tej głupiej odżywki, ona nawet nie wiedziała czyje to było… ale w sumie z dziewczynami miały umowę, że pożyczają od siebie co chcą…
Tylko... po jaką cholerę jedna z nich trzymała magiczną farbę do włosów?!
Zanim zdążyła wszystko sobie dwa razy przemyśleć, drzwi otworzyły się, a w nich stanął Fred, James i Tomm Thomson, wraz z Carmen. Potter nie zauważając niczego dziwnego, wszedł dziarskim krokiem do pokoju Gryfonek, a za nim podążyli koledzy i blondynka, którą podtrzymywał Thomson.
- Moglibyście pukać! - warknęła złotooka, jednocześnie zasłaniając się kocem. James spojrzał na nią ze zdziwieniem...?
- Przyprowadziliśmy ci Carmen… a ty jeszcze masz problem. A w ogóle, co ci się stało z włosami?
Nella westchnęła.
- Sama nie wiem. Cześć Car - powiedziała bez emocji, no co dziewczyna kiwnęła jedynie głową, widząc w jakim stanie jest szaty… no, teraz już nie szatynka.
Siedzieli chwilę w ciszy, w której Riddle zdała sobie z czegoś sprawę.
- To pewnie Rosie - powiedziała wstając. Ruszyła do łazienki, ciągnąc koc po podłodze i bez słowa pożegnania zamknęła drzwi. Zaraz potem wysuszyła włosy, spięła je w zwykłego, niezdarnego koka. Założyła kremową sukienkę i czarne trampki. Przejrzała się w lustrze. Nie jest tak strasznie - przekonała samą siebie, sprzątając.
- Ale wojna się zaczęła… - wyszeptała, w myślach już układając plan.