środa, 23 marca 2016

Ostatni horcrux... - rozdział 1, część 5.


Riddle skierowała się z powrotem w stronę przedziału, gdzie byli jej przyjaciele. Postanowiła wyjaśnić sprawę i uciszyć ją na jakiś czas. Uważała, że to wyjdzie im wszystkim na dobre. Otworzyła drzwi i usiadła na kanapie, przy samym wejściu. Nie spojrzała na żadne ze swoich przyjaciół.
- Ok, więc jak wszyscy jesteśmy - zaczął Malfoy, budząc przypadkiem śpiącą Nell. - Możemy omówić sprawy związane z jutrzejszą imprezą - popatrzył na Willa w taki sposób, aby ten kontynuował temat.
- Zgadzam się - odparł kolega. - Ustalmy co i jak - spojrzał na Rosie.
Rosie spojrzała na niego jak na osła, wstała i wyszła z przedziału, trzaskając drzwiami. Will spuścił głowę i zaczął nerwowo przeczesywać włosy palcami, Scorpius natomiast zasłonił oczy dłońmi. W przedziale zapanowała cisza.
- Nie możemy zostawić poprzedniego tematu, to ważne, ale… Zostawmy tą sprawę, porozmawiamy o tym wszystkim po imprezie, na razie dajmy sobie wolne od zmartwień. Przynajmniej na czas imprezy - powiedziała po chwili Lily cicho. Will, Scorpius i Nell spojrzeli na nią z zainteresowaniem.
- Jestem za - przerwał ciszę Will.
- Ja również - odezwał się Scorp prostując się na siedzeniu i przeciągając.
- To.. co mam przynieść na imprezę? - spytała się z słabym uśmiechem Nell. Lily odwzajemniła go i wyraźnie się rozluźniła. Chłopaki spojrzeli na siebie porozumiewawczo.

Po tym jak Rosie wyszła z przedziału, w którym siedziała wraz z przyjaciółmi, zaczęła spacerować po pociągu. Cały wagon był jakby wyciszony, do Ślizgonki nie docierał nawet mały szmer, jednak wszystko to było tylko iluzją. Tak naprawdę, to ona odpłynęła myślami. Schyliła głowę i liczyła każdy swój krok.

Dlaczego tak ma być?
Dlaczego wszyscy inni mogą żyć normalnie?
Czy naprawdę...
Tak. Tak i kropka.
Znalazła się w sekcji Gryfonów.

Podeszła do przeszklonych drzwi. Spojrzała przez szybę i zauważyła grupkę rozmawiających dziewczyn z domu Godryka. Gdy jedna z nich zauważyła, że panna Lastrange przygląda się im, wskazała w stronę drzwi palcem, a oczy jej towarzyszek powędrowały w stronę Ślizgonki. Ich twarze wyrażały przerażenie i oburzenie. Od razu zaciągnęły roletę. Rosie spuściła głowę i poszła dalej. Schowała ręce do kieszeni. Nie przejęła się tym zachowaniem. To nie byłaby ona. Podeszła do kolejnych drzwi. Tym razem przyglądała się paczce Potter'a. James i jego przyjaciele rozmawiali wesoło, jedli czekoladowe żaby i inne słodycze. Nie zauważyli jej. Wyglądali na takich beztroskich i szczęśliwych…

Czemu my nie możemy tacy być?
Czemu nawet Wesleyowie mogą żyć bez problemów, tylko nie ja?
Czemu Potter, którego ojciec jest Ministrem Magii, jest akceptowany i lubiany?
Tomson i Thomas… Oni choć z różnych domów też mogą się przyjaźnić…
Frostie, której ojciec służył Czarnemu Panu we Francji. Ona też może normalnie żyć i nie wzbudzać przerażenia i obrzydzenia u ludzi…

Odeszła kilka kroków i zdejmując kurtkę, usiadła w kącie. Przyglądała się krajobrazowi za oknem. Zaraz całkowicie odpłynęła do świata swoich myśli.

Za jakiś czas usłyszała, że pociąg hamuje. Był to znak, że wjeżdżają na stację Hogsmeade. Wstała z podłogi, przywołała swój bagaż z przedziału i ruszyła do drzwi. Chciała wyjść z pociągu jako jedna z pierwszych, później będzie tam duże zamieszanie. Stanęła przy drzwiach i czekała aż maszyna całkowicie się zatrzyma. Z przedziałów wychodziło coraz więcej uczniów, robił się tłok. Gdy tylko drzwi otworzyły się, Rosie wyskoczyła z pociągu i skierowała się do jednego z pierwszych powozów. Wsiadła do niego. Po chwili do środka weszło pięciu małych wychowanków Domu Salazara i usadowiło się wygodnie obok starszej od nich dziewczyny.

Jeden chłopczyk z zainteresowaniem przyglądał się pannie Lastrange, która cały czas patrzyła się przez okno. Powóz ruszył. Chłopczyk, dalej przypatrując się Rosie, powiedział coś siedzącej koło niego koleżance na ucho. Dziewczynka przekazała to następnej, ta koledze siedzącemu na przeciwko i tak dalej. Starsza Ślizgonka nie zwracała na nich uwagi. Po chwili pierwszy chłopczyk zabrał głos:
- Cześć, to ty jesteś Rosie, której się wszyscy boją? - zapytał z ekscytacją. - Nie wyglądasz na taką straszną, ale mimo wszystko my - tu wskazał na swoich znajomych - podziwiamy cię i jesteśmy twoimi fanami.
Rosie spojrzała na dzieci dziwnie, a one zgodnie, z taką samą ekscytacją i zachwytem, pokiwały głowami.
- Ee... słucham? - popatrzyła na nich trochę ze zdziwieniem, a trochę z... przerażeniem.
- No, bo w tamtym roku, nawet starsi chłopcy się ciebie bali, nawet mój brat, który wyszedł już z Hogwartu i jest aurorem - tym razem odezwała się dziewczynka, która uśmiechała się dumnie.
- Słucham? - zapytała. Jednak potem znów zamilkła. Chciała jak najszybciej wyjść z powozu. Najpierw sprawa z ojcem bliźniaczek, teraz te dzieci. Głowa pękała jej od ilości myśli, które przepychały się z wielką siłą przez jej mózg. Dzieci wciąż patrzyły na nią jak urzeczone. Po chwili powóz zatrzymał się, a Rosie z szybkością torpedy wyszła z niego i szybkim krokiem skierowała się w stronę zamku.

Weszła do Wielkiej Sali i usiadła na miejscu, które zajmowała razem ze swoimi przyjaciółmi co roku. Była jedną z niewielu osób, które siedziały już przy stołach, większość przepychała się przez drzwi. Sala napełniała się powoli uczniami. Przy stole nauczycieli siedziało już kilku profesorów. Po chwili do sali weszli Will i Scorpius.
- Fajna koszulka Lestrange! Mała, nie wiedziałem, że jesteś moją fanką - zaśmiał się Will siadając na przeciwko Rosie.
Dziewczyna tylko warknęła:
- Zamknij się! - jej włosy skręciły się w ciasne sprężynki, rozejrzała się wokół siebie ale nigdzie nie mogła znaleźć kurtki skórzanej Lily, więc splotła ręce na klatce piersiowej, aby jak najbardziej zasłonić napis.
- Ros, spokojnie - powiedział Scorp siadając obok Willa. - A tak serio, bo nie chce mi się wierzyć, że dołączyłaś do fanclubu Zabiniego, który założyły Puchonki dwa lata temu, o co chodzi z tą koszulką?



- Bliźniaczek się zapytaj! - fuknęła zdenerwowana.

Ciąg dalszy nastąpi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz